top of page
Poniżej przedstawiamy relację byłego przybocznego 41 KDH dh Michała Pęczalskiego na temat drużyny i jej działalności w latach 1992-1996

 

Założycielem naszej drużyny jest dh. Dariusz Kwapisz. Był on zarazem pierwszym drużynowym. Od samego początku los związał nas z SP nr 8. Tam odbyła się pierwsza, naborowa zbiórka. Było to, jeśli się nie mylę, na wiosnę 1992 roku. Zostały powołane 2 pierwsze zastępy : "Partyzanci" (zastępowy Michał Pęczalski) i "Amazonki" (zast. Agnieszka Rynk). Pierwszy skład stanowiły dzieci z tego samego osiedla, a większość była nawet z tej samej klasy - 7 A. Zbiórki drużyny odbywały się w SP 8, na sali gimn. lub w świetlicy. Jedyną imprezą w tamtym okresie był przyjazd na 1,5 dnia na Rajd Świętokrzyski. Na jesień tego samego roku czekała nas zmiana drużynowego, choć nie definitywne rozstanie z druhem Darkiem. 41 KDH (wtedy chyba jeszcze nie mieliśmy tego numeru) nie była jego pierwszą założoną drużyną ( 21 KDH ) a jak się później okazało - też nie ostatnią (47 KDH). Myślę, że wpływ na oddanie drużyny w inne ręce miała mało znana, wyprawa na biwak, połączony ze strzelaniem. Wskutek nieporozumienia lub szwanku sieci alarmowej, nasz drużynowy nie doczekał się nas pod dworcem. Postanowił wrócić pod SP 8, z tam zastał tylko jednego chłopaka, grającego w piłkę. Nie był w pogodnym nastroju ...

Wskutek tych, bądź zupełnie innych przyczyn, naszą nową drużynową została Magda Leszczyńska - wcześniej prowadziła gromadę zuchową Skrzaty Świętokrzyskie. Tamte czasy pewnie lepiej wspominają dziewczyny. Dużo nowych piosenek, ale naprawdę rzadkie wypady w teren. Nie było wspólnych wyjazdów na obozy harcerskie... Jakiś początek jednak musiał być, a nie ma innej rady na zdobycie doświadczenia jak próby i błędy..

Wkrótce (chyba w trakcie semestru 1993/94) dostaliśmy nawet własną harcówkę - na strychu szkoły. Była naprawdę spoko. Tam odbywały się zbiórki. Jakiś rok później wprowadziły się tam sprzątaczki. Był to bezpośredni efekt tego, że mama naszej drużynowej przestała pełnić funkcję dyrektorki i ... skończył się dzień dziecka. Później nasze stosunki z dyrekcją szkoły układały się coraz gorzej.

Pierwsze przyrzeczenie w 41 KDH - w ferie zimowe 1993 roku - nie wyglądało najlepiej. Najpierw bieg patrolowy po Stadionie i Telegrafie, a później wieczorem, uroczystość na sali gimnastycznej w obecności niektórych rodziców i nauczycieli. Typowa hurtownia krzyży - dostali je chyba wszyscy chętni. Potem zaczęły się pierwsze zbiórki zastępów - początkowo w sali nr 10.

Wiosną 1993 roku imprez na świeżym powietrzu było znacznie więcej. Pamiętam wypad na Karczówkę - na strzelanie , z dh. Kwapiszem.

Był też nasz pierwszy sukces - na Świętochu w 1993, na 6 trasie ( spadochronowej ). Zajęliśmy wtedy pierwsze miejsce w konkursie historycznym i II na całej trasie ( I jako harcerze młodsi). Nieźle jak na pierwszy raz ! Można powiedzieć że wtedy Rajd Świętokrzyski był wydarzeniem, na które czekano cały rok. Ten sukces zaś stał się dla nasz motywacją by podtrzymywać tradycję. W tamtym okresie doczekaliśmy się przybocznego - niejakiego Rafała Jasińskiego - Jasia.

Wakacje nie były ciągle w jakikolwiek sposób związane z drużyną. Zaraz po nich spadł na Jasia zaszczyt pełnienia funkcji drużynowego. - Magda zrezygnowała wymawiając się nauką. Pewnie miała jej sporo - chciała zdawać na studia medyczne. Dh. Rafał pozostał bez wyjścia, albo on, albo idziemy do domów. Został.

Został, lecz jednak bez jakiegokolwiek przygotowania merytorycznego. Brak naboru, Stary skład. Brak nowych twarzy. Wyjątek potwierdza regułę. Mieliśmy przybocznego - Roberta Świądra. Pomagał nam też brat Jasia - Łukasz. To chyba wtedy stawiliśmy się pierwszy raz na zlocie Hufca - w Cedzynie. Zupełnie na wariackich papierach :). Jasiu, Świder, Michał Pęczalski i Marcin Kaczor. Zabawa była przednia. To pewnie przez całkowity brak organizacji. Był też Świętoch - niestety bez sukcesów. Pamiętam że była okropna pogoda. Chociaż pierwszą kategorię i tak zdobyliśmy :)

Pojechaliśmy drużyną na obóz do Starej Kuźnicy - Jasiu na kurs drużynowych, my do podobozu łączonego z innymi - tzw. ONZ. Dziewczyny stworzyły własny zastęp. Chłopaki z Pierwszego składu zaczęli szybko wymiękać, wobec czego byliśmy tylko w trójkę. Na tym obozie wyszła ciekawa sprawa - mianowicie od samego początku nosiliśmy "padki" i "polandy" - znaki drużyn spadochronowych. Jak się później okazało, tylko drużyny z KPO miały prawo je nosić. Mała konsternacja. Po rozmowie z dh. Kwapiszem ustalono wersję, że przysługują nam one niby z wyjazdu na Jamboree 1992 w Essex (2 osoby). Kiepskie wytłumaczenie. Postanowiliśmy wstąpić do klubu. I tak zaczęła się nasza przygoda z KPO, a później dzięki temu z SPO.

W nowym roku harcerskim 1994/95 zaczęła się rotacja składu - szybko przychodzili i odchodzili. Nie było właściwego naboru - kto chciał to przychodził. Efekt nie był najlepszy. Było za to dużo więcej wycieczek i gier w terenie, nie tylko siedzenie w szkole.

Zaczynało być naprawdę fajnie, jednak braki kadrowe dawały o sobie znać - mało kontaktów, 0 doświadczenia. Zastępowi bez patentów to był następny problem. Efektem był bardzo mizerny stan liczebny drużyny. Na wigilii (1994 - u Jasia) zjawiło się 13 osób. Chłopaków było razem z zastępowym trzech. W dziewczyn było dożo lepiej. Przyszły dziewczyny mające stanowić podporę drużyny. Niezły występ na FBI (7 miejsce w rywalizacji hufcowej) dawał widoki na przyszłość. Pamiętam jak nikt z nas, włącznie w drużynowym, nie miał pojęcia jak wykonywać komendę "trójki w prawo twórz". Trochę śmiechu było, ale ma musztrze wypadliśmy nieźle. Tego rajdu Świętokrzyskiego nie można zaliczyć do udanych. Brak chłopaków odbił się na patrolu dziewczyn palącym piętnem II kategorii ...

Pojechaliśmy razem z drużynami KPO na obóz na poligon koło Wałcza (woj. poznańskie). Nie wiedzieć czemu wojacy myśleli, że zjawimy się tydzień później. Ta pomyłka dała w rezultacie marsze na posiłki do Wałcza . 3 x dziennie po 3 km w każda stronę. = około 15 km dziennie po zakurzonej drodze, a nierzadko w pełnym słońcu - lato 1995 zapisało się w kronikach nie tylko dzięki debiutowi Liroya, ale także tym, że szyny wyginały się z gorąca, a rybki w jeziorach pływały do góry brzuchami :(

Pojechaliśmy na ten obóz całym zastępem chłopaków - w trójkę :). Dziewczyny wystawiły trochę liczniejszą reprezentację - coś koło 8. Był także oczywiście Jasiu. Chłopaki zostali rozparcelowani po zastępach 21 KDH, zaś dziewczyny wylądowały w podobozie 45 KDH. Trochę nas wkurzało to podzielenie, ale wtedy było nas za mało na własny podobóz. Na to musieliśmy poczekać następny rok.

Do nowego roku harcerskiego przystąpiliśmy pełni energii. Pierwszy prawdziwy nabór ( w SP 8 ). Myśleliśmy że nikt nie przyjdzie, a przyszło z 70 osób - cała szkoła miała 400 !. Ludzie z tego naboru stali się później zastępowymi. Było wreszcie tak jak być powinno - 2 zastępy chłopaków (z czego jeden szybko upadł). Dziewczyny stworzyły też ze dwa nowe. W zimie zbiórki mieliśmy w "kasynie wojskowym". Czekał nas rok pełen ciężkiej pracy. Ta jednak dała efekty - I miejsce na Śiętochu 96 i puchar. Potem pierwszy własny podobóz ( galeria ). W Anglii Jasiu został przewodnikiem i tak jesteśmy do dzisiaj. To cieszy, że udało nam się przetrwać te ciężkie chwile i wyjść na prostą ...

bottom of page